Dziś doceniamy przede wszystkim fotorealistyczną, dosłowną grafikę, która nie pozostawia pola do popisu dla wyobraźni. Czy to źle? Trudno powiedzieć. Na pewno inaczej niż kiedyś, gdy najlepsze gry z dzisiejszego punktu widzenia były wręcz prymitywne. Ale jak już włączyć, to coś w sobie jednak mają.
Do dziś istnieje nagroda przyznawana najlepszym grom pod nazwą „Golden Joystick”. Warto dodać, że w 2016 roku doskonale wypadł w niej nasz rodzimy Wiedźmin III, zwyciężając w kategoriach za opowieść i grafikę. Chodziło przy tym o dodatek „Krew i Wino”, a rok wcześniej główna gra rozbiła bank dodając do powyższych kategorii też tytuł gry roku oraz nagrodę za najlepszy moment w grze. Sporo. No dobrze, ale nie miałem się zachwycać Wiedźminem (choć to faktycznie świetna, współczesna gra), lecz tym, co się działo 35 lat wcześniej. A właśnie wtedy po raz pierwszy wręczono tytuły dla najlepszych, właśnie w ramach plebiscytu „Golden Joystick Awards”. Jakże inne to były tytuły! Co ciekawe, każdy z nich doskonale znam z czasów, gdy sam zaczynałem swoją przygodę z komputerami.
Jaki tytuł był grą roku? To Jetpac! Każdy, kto kiedykolwiek miał ZX Spectrum, na sto procent choć raz zagrał w Jetpaca. Ja grałem w tę grę wiele razy, ale dopiero w 1985 roku. Otrzymałem ją wraz z ZX Spectrum 48, w ramach zestawu ośmiu programów zapisanych na kasetach. Zadziwiające, ale dziś nie mam kasety w z tą grą w swojej kolekcji. Nie mogłem jednak nie zagrać w nią choć raz, z konieczności na emulatorze (w przyszłości obiecuję poprawę). I wiecie co? Mimo prymitywnej wręcz grafiki – jak to byśmy dziś ocenili – ta gra nadal wciąga. Coś w nie jest… Tylko co? Oto krótki zapis z jednej z pierwszych prób przejścia gdzieś dalej niż do trzeciej planety (zmieniają się potworki, ale też rakiety – pamiętam, że kiedyś udało się tę grę skończyć). Dla porządku podam jeszcze, że nominowano też tytuły: Arcadia, Manic Miner oraz The Hobbit.
Kolejna ciekawa kategoria to gra zręcznościowa roku. Tu, moim zdaniem zasłużenie, wygrał Manic Miner, czyli gra o przygodach pewnego górnika imieniem Willy, który dalsze przygody przeżywał w jednej z moich ulubionych gier na ZX Spectrum – w Jet Set Willy. Manic Minera akurat nie lubiłem, bo miałem z nim trudności i zniechęciłem się do tej gry. Najwyraźniej do dziś z nią sobie nie radzę, co widać, na załączonym klipie. A może po prostu byłem zmęczony? Tak czy siak, była to jedna z pierwszych platformówek z prawdziwego zdarzenia. I kurczę, ona – mimo prostej grafiki (choć pomysłowej) nadal wciąga wręcz niesamowicie. Jeszcze do niej wrócę. Może nawet na dużym ekranie telewizora? Ciekawe, jak to będzie wyglądać, skoro rozdzielczość to 256 x 192 piksele.
Kolejna kategoria to gra strategiczna roku i tu wygrał tytuł, który bynajmniej strategiczny nie jest, przynajmniej w dzisiejszym pojęciu. Wyróżniono bowiem Hobbita (czyli The Hobbit), który był innowacyjną jak na tamte czasy przygodówką z ciekawie realizowanymi lokacjami (rysowanymi nie jako bitmapy, lecz jako rysunki z wypełnieniami) i całkiem zmyślnym systemem komunikacji z komputerem. Na załączonym, krótkim klipie pokazuję, jak to mniej-więcej wyglądało. To, jak wiele było możliwości w The Hobbit pokazuje fakt, że te trzy ekrany, które przeszedłem zanim bohater został zjedzony to zaledwie 2,5 proc. całości. Nieźle, zważywszy że mamy do czynienia z maszyną, która ma 48 KB pamięci. Tak dla jasności, to plik Wordowy, który właśnie tworzę teraz zajmuje już 20 KB. To pokazuje, jak bardzo musieli się starać programiści, by w udostępnionej im ilości pamięci (chipy były bardzo drogie) zmieścić wszystko, co chcieli. To się nazywało optymalizacja – słowo dziś coraz rzadziej spotykane w informatyce.
A tak o Hobbicie pisano w Bajtku w 1986 roku, czyli kawał czasu po przyznaniu nagród. Na liście przebojów tego miesięcznika Hobbit znajdował się wówczas na ósmej pozycji.
Na sam koniec dodam jeszcze, że w 1983 roku najlepszą firmą software’ową został ogłoszony Ultimate Play the Game. Ze względu na sentyment do tytułów tej firmy, kiedyś napiszę o niej nieco więcej. Naprawdę warto!
0 komentarzy