Dzisiejsze gry to w większości świetna grafika, zwykle prosta fabuła (choć są wyjątki), niezbyt wysoki poziom trudności oraz sieciowe rozgrywki dla wielu graczy. To nas bawi? Czasami. Jest jednak wiele cech dawnych gier, które wspominamy z nostalgią.
Lubimy ponarzekać. To dlatego na forach dotyczących starych komputerów i gier retro czasem pojawiają się wpisy, że kiedyś to było lepiej. Pod pewnymi względami na pewno, ale na tej zasadzie ktoś mógłby napisać, że czasy kina niemego były ciekawsze, bo w wielu momentach filmu można było wyobrazić sobie, co myślą i mówią aktorzy, a nie mieć wszystko podane na talerzu – w jak we współczesnych filmach. Prawda jest jednak taka, że obraz gier sprzed wielu lat idealizujemy. Cóż, były to piękne czasy, ale jednak wiele rzeczy mogło nas irytować, a wiele – po prostu ograniczało. Dlaczego?
1. Kreska i kilka kropek
Prosta grafika wygląda świetnie, ale lepiej by była to jednak grafika, a nie „grafika”. Przecież dawno, dawno temu szczytem osiągnięć był Pong, a później wczesne wersje Arkanoida szokowały niesamowitymi efektami. Tak, ruchoma paletka, kwadratowa piłka i cegiełki sprawiały, że nie mogliśmy oderwać oczu od telewizora. Ale to dlatego, że nic innego nie było! Poza tym, pierwsze konsole i komputery były czarno-białe. Dziś to po prostu nie może się podobać.
2. Kłopoty z pozyskaniem gier
Nie ma internetu, jeszcze nie ma BBS-ów, a w Polsce – nie ma dystrybucji oprogramowania. Chcesz pograć? Musisz kupić Bajtka i samodzielnie wklepać kilkaset linijek programu. Głównie po to, by następnie spędzić godzinę na poszukiwaniu błędów, przez który wszystko się wywala. Na koniec okazuje się, że gra polega na sterowaniu kwadracikiem, który strzela do kółek. Fakt, dzięki temu uczyliśmy się programowania. Ale chyba nie o to chodzi w rozrywce?
3. Uciążliwe sterowanie
Podstawa to klawiatura. Joysticki były nietrwałe (styki z metalowych blaszek), a np. właściciele ZX Spectrum musieli pomyśleć o zakupie stosownego interfejsu, zanim w ogóle mogli skorzystać z joysticka. Te ostatnie z kolei miały tylko jeden przycisk. A co jeśli trzeba było strzelać dwoma rodzajami broni, jak np. w Commando? Tak, to cholernie uciążliwe – trzeba było dłużej przytrzymać „fire”. Tylko w konsolach można było liczyć na bardziej wysublimowane pady, ale niektórzy producenci mieli tak chore pomysły na ich wygląd, że już lepiej było pozostać przy joysticku.
4. Kasety jako nośnik
Jeśli już komuś udało się upolować grę na kasecie i nie musiał wpisywać programu z gazety lub książki, to i tak miał przerąbane, jeśli był dumnym właścicielem Atari lub Commodore bez turbo. Szczególnie Atari wykazywało się niemiłosiernym okrucieństwem i po 20 minutach wczytywania potrafiło się zrestartować albo zawiesić. Częściej, niż nakazywałaby przyzwoitość. Na szczęście do C64 szybko pojawiły się dobre systemy turbo, a ZX Spectrum i rzadko spotykane u nas Amstrady miały całkiem dobre i stabilne procedury odczytu danych z taśmy.
5. Kłopotliwe zabezpieczenia i długie instrukcje
Narzekamy (coraz mniej) na współczesne zabezpieczenia gier. Kiedyś były jednak o wiele bardziej uciążliwe. Ponieważ program z kasety można było łatwo skopiować w magnetofonie z dwoma deckami, to producenci stawiali na kody zapisane w grubych instrukcjach. Pół biedy jeśli to była tabelka, gorzej jeśli należało wpisać piętnastą literę, z szóstego rzędu na dwunastej stronie. Najgorzej, jeśli przed drukiem coś nagle zmieniono… Tak, tak, były takie przypadki, że gry nie dało się uruchomić w niektórych sytuacjach, bo zapisane kody nie zgadzały się z tym, co w programie. Rola instrukcji była jeszcze inna: czasem zawierały skomplikowaną historię, która opowiadała o tym, co robimy w grze. A potem i tak okazywało się, że trzeba po prostu podskakiwać kilkoma pikselami i zabijać inne gruby pikseli.
6. Gry były trudne
To nie mit. Dziś poziom trudności FPS-ów, a nawet strategii bywa żenujący. Na szczęście można skorzystać z wyższych ustawień i mieć przed sobą większe wezwanie, ale czasem nawet poziom „hard” rozczarowuje albo realizowany jest przez np. większą częstotliwość strzałów lub liczbę wrogów, a nie lepszy poziom SI. Tylko że łatwe gry mogą dać sporo frajdy – szczególnie, gdy grę taktujemy jako bezstresową rozrywkę, jak oglądanie filmu. A pamiętacie cholernie frustrujące zręcznościówki sprzed lat? Szczególnie te z automatów, gdzie celem koncernów było oskubanie nas z drobnych. Później także gry komputerowe powodowały wściekłość. Nawet takie jak Manic Miner, czy choćby Donkey Kong.
7. Brak „savegame’ów”
Zabił cię boss? Nie ma sprawy. Wystarczy wczytać wcześniejszy stan gry. Rutyna. Czy na pewno? Otóż nie. W dawnych grach nie było mowy o tym, by nagrać stan gry przed ważnym bossem albo trudnym miejscem. Bo niby jak? Na kasetę? Na kartridż z ROM-em? Dopiero popularyzacja dyskietek i pamięci zapisywalnej pozwoliła wprowadzić możliwość zapisywania gry. Inna rzecz, że nawet w czasach stacji dysków niewiele tytułów dawało możliwość zrobienia zapisu. A jeśli trzeba było przerwać grę na chwilę? Jedyna opcja to pauza i liczenie na to, że nikt nie dotknie komputera lub konsoli pod naszą nieobecność.
8. Internetu nie było
Dziś World of Warcraft z dziesiątkami tysięcy graczy nie dziwi nikogo. Podobnie jak gigantyczne sesje Battlefielda albo zmagania setek graczy w World of Tanks i podobnych tytułach. Tylko że czasach „retro” nie było internetu. Początkowo nie było nawet modemów i BBS-ów, które dopiero później zaczęły budować społeczności graczy, np. w FIDO albo w online’owych systemach umożliwiających łączenie kilku osób uruchamiających tę samą grę. Były też LAN-party, czyli imprezy z kilkoma komputerami spiętymi w sieć lokalną. Teraz jest prościej, choć mniej romantycznie.
9. Nie było YouTube’a
Żeby sprawdzić, czy dana gra jest coś warta należało przeczytać recenzję w jednym z magazynów poświęconych grom. W Polsce był to właściwie tylko Bajtek, w mniejszym stopniu Komputer, a w praktycznie zerowym wszystkie inne magazyny z czasów schyłku PRL (było sporo dodatków). Na Zachodzie inną legalną opcją było kupienie gry albo – w sumienie niewiele ryzykując – odegranie kasety od kolegi. W Polsce dawaliśmy zaś zarobić tym, którzy już wtedy umieli ściągać soft z Zachodu. A teraz? Mamy YouTube’a, gdzie możemy obejrzeć całą grę jeszcze przed jej zakupem. Tylko czy to nie psuje zabawy? To trochę tak, jakby poznać streszczenie przed przeczytaniem książki.
10. Jeśli chciałeś grać w grupie, nie było łatwo
Gra z kumplami to teraz bułka z masłem. Umawiamy się na sesję w WoW-a, w Counter Strike’a albo w inne gry i już. Nie trzeba się nawet ruszyć z domu, nie trzeba gadać z kumplami twarzą w twarz. Luksus. Choć moim zdaniem nie do końca. A kiedyś? Było trudniej. Wspólna gra to albo wizyta w jednym z salonów z automatami albo – później – gry w sieci, przez LAN. Ale to chyba miało swój urok, prawda?
1 komentarz
Klapex · 9 czerwca, 2018 o 9:45 am
Fajny artykuł, duzo w nim prawdy. Sesja multiplayer kiedys to za moich czasow C64, grupka kolegów i dwa joye:)