Gdy miałem niewiele ponad 10 lat z niecierpliwością oczekiwałem na kolejny numer miesięcznika „Komputer”, który w tamtych czasach był towarem deficytowym. Otrzymywałem go tylko dzięki zaradności mojego dziadka, który potrafił dokonywać zręcznej wymiany towarów między kioskiem „Ruchu”, a pobliskim mięsnym.

W 1986 roku niewiele było u nas prasy komputerowej. W zasadzie jedynymi dobrze redagowanymi periodykami pozostawały „Bajtek” i „Komputer”. Ten pierwszy bardziej przystępny, drugi zaś skierowany do poważniejszych użytkowników komputerów. Oba miesięczniki czytałem jednak z wielkim zainteresowaniem, a do dziś pamiętam jedną z rubryk w „Komputerze”, o której chcę napisać kilka słów. Autorem „Terminatora terminologicznego” był Grzegorz Eider, wówczas pełniący funkcję sekretarza redakcji, a zatem osoby odpowiedzialnej m.in. za jakość tekstów. Te krótkie felietony o kształtującym się wówczas języku informatyki były bardzo ciekawe, ale mnie utkwił w pamięci jeden, o lekko satyrycznym zabarwieniu.

Gdy tworzy się język

Chodzi o nazywanie po polsku urządzeń, które w tamtych czasach dopiero wkraczały na rynek. Komputera już wtedy nikt nie próbował nazywać inaczej. To zapożyczenie z języka angielskiego utwaliło się i nie było już sposobu, by wracać do bardziej skomplikowanych sformułowań, jak np. maszyna licząca. Grzegorz Eider, cytując także pomysły czytelników, wspominał jednak inne interesujące propozycje, które doskonale wpisują się w takie określenia, jak zwis męski swobodny (krawat), podgardle dziecięce (śliniaczek), czy też pedałowiec biurowy (kosz na śmieci). A jeśli chcieć przytoczyć bardziej współczesne pomysły to warto wspomnieć o „twarzoksiążce” (czyli facebooku).

Weźmy choćby poczciwy joystick, o którym już wtedy autor felietonów pisał: „Może za kilkanaście lat słowo joystck będzie uchodziło za staropolskie. A może nie będzie już joysticków?”. To prorocze słowa. Szczególnie drugie zdanie. Ktoś jeszcze pamięta, że istniało takie urządzenie? Dziś korzystają z niego chyba tylko entuzjaści symulatorów lotu. Tymczasem w latach 80. poszukiwano jeszcze słowa, które mogłoby stać się naszym polskim, narodowym odpowiednikiem wyrazu „joystick”. Jakie były propozycje? Nie takie znowu absurdalne. To choćby maniupulator, manetka, orczyk, manipulator drążkowy, drążek sterowy albo – to już trochę głupie – manipulator ramieniowy. Jak się okazuje jednak, żadna z tych propozycji nie przyjęła się, a sam joystick w zasadzie odszedł w niepamięć.

Inna kwestia to angielski wyraz „interface”, który w tamtych czasach miewał inne znaczenie niż obecnie. Teraz kojarzymy go ze złączami, choć słowa tego – nawet po angielsku – używa się coraz rzadziej. W latach 80. „interface” to było także urządzenie, dzięki któremu do ówczesnych komputerów podłączaliśmy przeróżne peryferia, choćby wspomniany „manipulator”. W przypadku popularnego ZX Spectrum mogliśmy mieć „interface” do joysticka, do ZX Microdrive albo rozszerzający możliwości dźwiękowe tego komputera. Do Atari z kolei można było podłączyć „interface” z turbo do magnetofonu albo stacji dysków, bądź taki, który pozwalał wyświetlać obraz z tekstem w 80 kolumnach. Podobne urządzenia oferowano i do innych maszyn.

Czego to ludzie nie wymyślą

Jak je zatem nazwać? W rubryce „Terminator terminologiczny” odnalazłem następujące propozycje: „sprzęg” oraz „międzymordzie”. Ta druga miała jednak charakter satyryczny, choć niektórzy czytelnicy pewnie potraktowali ją poważnie. Tak czy siak w „Komputerze” stosowano określenie najprostsze z możliwych, czyli spolszczony wyraz „interfejs”. Dziś, jeśli z jakiegoś powodu piszemy o takich urządzeniach, najczęściej używamy właśnie tego wyrazu. Przywykliśmy do niego.

W felietonach Grzegorza Eidera znalazłem jeszcze jedno ciekawe określenie, które dziś może co najwyżej budzić radość programistów. Nikt przecież już nie pisze programów dla rozrywki, jak to bywało w czasach, gdy BASIC był standardem w każdym  komputerze. A zatem, jak powiedzieć, gdy interpreter zatrzymał działanie programu, np. z powodu błędu? Propozycja: „egzekucja programu została wstrzymana”. Cóż, to kojarzy się bardziej z dramatycznymi przeżyciami bandyty skazanego na śmierć.

Na koniec przytaczam jeszcze kilka niesamowitych propozycji, które znajdziemy w jednym ze wspomnianych felietonów (choć pewnie warto przestudiować je wszystkie – wrzuciłbym je na stronę, ale nie wiem, co na to prawo autorskie). Dodam, że pewnie dziś nie każdy wie, co znaczą oryginalne, angielskie słowa. A które z określeń według was jest najbardziej genialne?

Joystick – drążkowy wpływacz na położenie celu

Mouse – przyłączny przesuwacz stołokulotoczny

Cursor – migawka pozycjowskaźna

Ploter – pisakobarw różnofigurowy

Floppy disc – giętki płaskokrążek informacjonośny

Compact disc – płaskokrążek lustronumeryczny

Light pen – impulsoznacznik ekranoświetlny

Microdrive – pętlotaśm małokasetkowy

Hard disc – stywnopłytowy płaskokrążek informacyjnonośny

 

Kategorie: Blog

1 komentarz

Levis · 16 lutego, 2019 o 11:28 am

Także z „Komputera” rysunek, który zawsze mnie „rozwalał”: śmiertelnie poważny nauczyciel na lekcji informatyki do zdumionych uczniów: „od dziś kursie nazywać będziemy wodzikiem”

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.