Wiadomo, moda na retro obejmuje przede wszystkim stare gry, nie zaś komputery jako takie. Prawda jest taka, że większości ludzi te piękne maszyny kompletnie nie interesują, nie mówiąc już o sposobie ich działania. Warto jednak docenić ich najciekawsze cechy. Te, które nie koniecznie dyskwalifikują je w porównaniu ze współczesnymi pecetami i Macami.

Współczesny komputer dla większości z nas jest trochę jak pralka albo winda. To jedno z urządzeń, którym posługujemy się na co dzień nie specjalnie wnikając w to, jak działa. Wkładamy brudne ubrania, wyjmujemy czyste i pachnące. Albo: klikamy ikonkę i nagle uświadamiamy sobie, że choć zaplanowaliśmy pójść do łóżka o północy, to właśnie świta. Nie wnikamy, jak zrobiono tę piękną grafikę 3D albo co też wykombinowali programiści, że te postacie tak trudno było załatwić korzystając z prostych sztuczek. Kiedyś było inaczej. Korzystanie z komputera wymagało wiedzy, ale zmuszało też pewnego minimalnego wysiłku intelektualnego. Czy to dobrze? Moim zdaniem tak, bo sprzyjało poznawaniu – choćby pobieżnemu – sposobu działania komputerów. A to buduje świadomość. Być może, gdyby ludzie wiedzieli, nie dawaliby się tak łatwo nabrać na proste triki hackerów? Nie o tym jednak chciałem napisać lecz o tym czego mi brakuje w dzisiejszych komputerach, co było codziennością w zamierzchłych czasach.

Programy z taśmy

Miałem to szczęście, że w dawnych czasach miałem ZX Spectrum, które potrafiło szybko i w miarę niezawodnie wczytywać programy z dowolnego magnetofonu. O dziwo Commodore i Atari – bez turbo – były niesamowicie irytujące, a wgranie najdłuższych gier mogło trwać nawet ponad 20 minut. Oczywiście chodzenie na palcach podczas wgrywania gry to mit. Zapomnijmy o tym. W przypadku Spectrum nie było problemów. Nawet pognieciona taśma mogła nie być przeszkodą do prawidłowego wczytania gry lub innego programu. A czas? Cóż, w przypadku ZX-a to było najwyżej 5 minut – w sam raz na zaparzenie herbaty. Miałeś Commodore lub Atari bez turbo? Pech. Ale przecież przez kwadrans można np. coś na szybko zjeść i potem spokojnie usiąść do grania. Same plusy.W tym miejscu przypominam, że dzisiejsze superszybkie pecety też potrafią nieźle dać w kość. Niektóre gry potrafią wczytywać się nawet kilka minut, nie mówiąc już o kosmicznych czasach pierwszej instalacji na twardym dysku. Albo inny przypadek: podczas uruchamiania gry nagle okazuje się, że trzeba ściągnąć i zainstalować „ważący” gigabajt update… A słynne błędy podczas wczytywania z taśmy? A ileż to razy pecet zawiesza się, gdy kończy wczytywać grę? A słynne „blue screeny”?

I jeszcze jedno: do dziś pamiętam audycje Radiokomputer Nocą. I to „uwaga, start!”. Dzięki temu moja kolekcja oprogramowania dla ZX Spectrum wzbogaciła się o kilka interesujących pozycji. Tak, tak! Można było nagrywać programy z radia.

Pikselowa grafika

Dziś wszystko jest takie dosłowne. Podane na tacy. Zero wysiłku dla wyobraźni. Tak jest w bajkach dla dzieci, tak jest i w grach komputerowych. Fotorealistyczna grafika zabija specyficzny klimat gier. Komu przeszkadzały potworki zrobione z kilkunastu pikseli w takich grach jak Space Invaders lub Pac Man? Można było spędzać długie godziny wpatrując się w ekran o rozdzielczości kawałka ekranu budżetowego smartwatcha. Kolory też były towarem deficytowym. Obecnie standard to 16,7 mln barw, a przecież my faceci i tak odróżniamy kilka z nich. Może więc 8 kolorów z ZX-a (plus wersje rozjaśnione) to świat i ludzie? Małe Atari miało ich już 256, a Amiga 500 – 4096. To już za dużo.

Uciążliwe były też ograniczenia, które sprawiały, że gry na ZX Spectrum są bardzo charakterystycznie, z kolorami przeskakującymi po jednym kwadraciku. To wyglądało uroczo, a głównym powodem był fakt, że dużo kolorów + wysoka rozdzielczość = dużo pamięci. Tymczasem pamięć była droga, a ówczesne procesory adresowały bezpośrednio tylko 65 535 bajtów (tak, tak – 64 KB!). Za mało, by zużywać np. 16 KB na samą grafikę.

I jeszcze jedno. W zasadzi każdy komputer miał swoją specyfikę, a to z kolei nadawało stworzonym dla niego gier charakterystyczny wygląd. Ten sam tytuł dla Commodore 64, ZX Spectrum i Atari 800 XL wyglądał zupełnie inaczej!

Syntetyczny dźwięk

Jak chcę słuchać CD, to włączam kompakt, rozsiadam się w fotelu i słucham ulubionych kawałków. Dlaczego niby mam chcieć podczas gry ponownie ich słuchać? Albo po co niby przez 6 godzin katować się tą samą składanką wpisanych na stałe utworów? Nonsens. Stare komputery miały klimat. Grały „komputerowo”, a nie jak z CD. Nawet ze zwykłego ZX Spectrum z jednym kanałem dawało się wykrzesać cuda. Poszukajcie gier z serii Dizzy albo takich tytułów jak Hades Nebula, Ping-Pong, czy Uridium. Pal szczęść z grywalnością, ale jak oni zrobili taką muzykę dysponując takimi możliwościami!

Nowocześniejsze Atari 800 XL i Commodore 64 były klasą samą dla siebie, choć ja uważam, że Commodore był o wiele doskonalszy. Zresztą, z C64 korzystał nawet zespół Kombi. Oczywiście, jak w przypadku grafiki, tak i dźwięku 8-bitowców (a później i 16-bitowców) nie dało się pomylić z niczym innym. Łatwo było rozpoznać, jaki to komputer. Nawet AY w ZX Spectrum 128, w Amstradach i w Atari ST brzmiał nieco inaczej. Mało tego, nawet Amiga ze swoimi przetwornikami C/A brzmiała dość charakterystycznie. A dziś? Maszyna potrafi zagrać wszystko. Na szczęście muzyka komputerowa przetrwała – jako tzw. „chip music”. I stale powstają nowe utwory.

Wszyscy programowali

Nie wszyscy muszą być programistami. To fakt. Tak jak nie każdy musi się znać na konstrukcji mostów, astrofizyce i gotowaniu. Ale warto cokolwiek wiedzieć o tym, jak działa otaczający nas świat. I mieć świadomość, że w blaszanym pudle nie siedzą krasnoludki, nie ma tam też cybernetycznego mózgu w dosłownym tego słowa znaczeniu. Ani organicznego. Jest za to skomplikowana maszyna licząca, która precyzyjnie realizuje nasze polecenia. Stare komputery pokazywały to jasno i przejrzyście. Dzięki nim każdy programował w BASIC-u.

10 FOR A=1 TO 10
20 PRINT ”RETROFAN.PL”
30 NEXT A

Kto wie, co się zdarzy? No dobra, pewnie wielu z czytających, ale większość ludzi nie ma o tym bladego pojęcia. I nie wie, że właśnie tak pisze się gry, programy użytkowe, nawet przeglądarkę internetową. I że nic na komputerze nie dzieje się samo. Jeśli ruszasz strzałką po ekranie, to procesor w tym czasie wykonuje miliony obliczeń, żeby ten ruch był płynny, żeby nie niszczył tła i żeby sprawdzać, czy strzałka nie weszła w jakiejś miejsce, które wymaga reakcji. Rzecz jasna w dzisiejszych czasach nikt już nie programuje w BASIC-u.

A pamiętacie jeszcze jedno? Listing programów w Bajtku, Komputerze, IKS-ie, Mikroklanie i w wielu, wielu innych publikacjach? Cudo! Można było pracowicie wklepać program i potem spędzić długie godziny na jego testowaniu i modyfikowaniu. To niesamowita edukacja. W konsekwencji, to trochę kuriozum, ludzie z mojego pokolenia wiedzą więcej o komputerach, niż dzisiejsza młodzież. Swoją drogą, teraz wymyślamy nie wiadomo jakie cuda, by nasze dzieci nauczyć programowania. Przecież wystarczy dać im 8-bitowy komputer z lat 80. Na początek C64, potem może nawet Amstrada (miał lepszy BASIC)?

Wielka różnorodność

Jak wygląda komputer? To desktop (w zasadzie to miniwieża) lub laptop. Gdybyśmy zadali to pytanie 30-35 lat temu, odpowiedź byłaby zupełnie inna. W zasadzie, to nie byłoby jej w ogóle, bo każdy komputer wyglądał inaczej. Obudowy miały różną wielkość, odmienne kolory, wymyślne kształty. Sam Commodore 64 występował jako „mydelniczka” lub jako „pianinko”. Małe Atari mogło być czarno-białe lub beżowe (czy jak mu tam), a przepiękny Amstrad CPC 464 był wielokolorowy. Cudo! Dziś komputery są strasznie monotonne, a te dla graczy wyglądają jak auto tuningowane w garażu za pomocą części kupionych na giełdzie. W zasadzie to podobny los spotkał dziś motoryzację. Popatrzcie na samochody z lat 80. i dzisiejsze…

Oczywiście różnorodność oznaczała też liczne porażki. O ile Commodore 64, ZX Spectrum, czy Atari 800 XL były przebojami rynkowymi, to istniało też wiele komputerów, które ich właścicielom przysporzyły tylko kłopotów, a producentów często doprowadziło do bankructwa. Wspomnijmy tu Sinclaira QL, Commodore Plus/4, czy bezsensowne Amstrady CPC 464 Plus i CPC 6128 Plus.

Szanowaliśmy pamięć

Dziś sprawa jest prosta. Jeśli trzeba rozbudować grę lub program użytkowy to po prostu zmienia się jego wymagania: zalecany jest szybszy procesor i jeszcze więcej RAM-u. Kiedyś pamięć i moc obliczeniową programiści szanowali. Chcieliśmy mieć coś bardziej wydajnego lub funkcjonalnego? Trzeba było optymalizować kod, zmniejszając jego objętość tam, gdzie to możliwe. Przyspieszając jego działanie tam, gdzie wpadliśmy na dobry pomysł. Dziś zostawia się stare procedury, dodaje kolejne linijki kodu, nie usuwając starych, które już nie są potrzebne, ale zabierają i miejsce, i czas (procesora).Aż trudno uwierzyć, że np. w przypadku ZX Spectrum początkowo niemal wszystkie gry wydawane były z myślą o wersji 16 KB i musiały się zmieścić w tej właśnie ilości RAM-u. Dokonywano cudów optymalizacji. W ZX-e pamięć ekranu zajmowała 4 KB, a do dyspozycji programisty w sumie było teoretycznie 48 KB, ale część i tak była zajęta na rejestry systemowe. Trzeba było się naprawdę sporo napracować, by wszystko działało jak trzeba. A 64 KB w Commodore 64? To teoria. RAM tej maszyny był poszatkowany przez wklejone bloki ROM-u oraz rejestry systemowe. Pamiętacie jeszcze, że już w 16-bitowej erze, sam Bill Gates powiedział, że 640 KB to ilość pamięci, jaka na pewno zadowoli każdego. To przy okazji premiery MS-DOS-u, który adresował tyle właśnie RAM-u. Teraz komórka ma więcej RAM-u, smartwatch też.

Scena budowała społeczności

Niby demo-scena nadal istnieje, i to nawet dla 8-bitowców, ale to nędzne resztki tego, co było kiedyś. Sam byłem programistą, swapperem (czyli korespondowałem z innymi i wymieniałem się na programy) i sysopem (czyli obsługiwałem BBS – ktoś wie co to?) w swojej grupie na C64. To były czasy! Kontakty z całego świata, wielkie zjazdy takich samych geeków jak my w różnych miejscach w Europie – czasem na imprezach zjawiały się tysiące ludzi! Nawet na organizowanym w Warszawie party Intel Outside były tłumy, i to podczas każdej z edycji. Dziś to imprezy niszowe. Dziś jest Facebook, Instagram, Twitter i inne serwisy społecznościowe. Kiedyś liczyły się jednak kontakty bezpośrednie i moim zdaniem to był wielki atut tamtych czasów.

Kategorie: Blog

2 komentarze

gossc12345 · 17 maja, 2018 o 3:36 pm

Ważna też było po prostu możliwość zrozumienia jak komputer działa. Dzisiaj to nie tylko niemożliwe, ale często zabronione (np. ostatnie cenzurowanie badań nad Intel ME).

UnDead · 5 czerwca, 2020 o 8:07 am

Bardzo dobry tekst! (OK, jedna uwaga – małe atari serii XL było raczej czekoladowo-kremowe, niż czarno białe, a XE i ST faktycznie szare) 🙂 Niemniej, zgadzam się w 100%, że potencjał edukacyjny, szczególnie 8-mio bitowców jest nadal ogromny. Dziś żaden komputer nie jest tak „otwarty” w stronę użytkownika, nawet popularne SBC (gdzie jednak najpierw trzeba poznać Linuksa, żeby cokolwiek zrobić, a i tak dostęp do sprzętu nie będzie tak bezpośredni, jak w tych starych maszynach… ba, w zasadzie nie różni się od peceta z Linuksem, tylko sam sprzęt jest tańszy i bardziej poręczny).

Dodaj komentarz

Avatar placeholder

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.