Commodore Amiga to szczególny komputer. Chyba tylko Commodore 64 może się jej równać, jeśli chodzi o wielkość demosceny, ale jeśli idzie o doskonałość scenowych produkcji to lepsze pojawiły się tylko na pecetach wyposażonych w szybkie procesory i dobre karty graficzne z akceleratorami 3D. Amiga sprawdziła się przy tym na wielu frontach: i jako konsola do gier, i w roli komputera do ciężkiej harówki.
Od razu wyznaję: w „tamtych” czasach należałem do obozu Commodore’owców. Najpierw robiłem dema na C64, później zaś czynnie uczestniczyłem w tzw. scenie amigowej. Nie jestem więc całkiem obiektywny pisząc o tym komputerze, i to mimo najszczerszych chęci. Ale przecież muszę ten tekst napisać, bo przecież bez kilku słów o Amigach, ten blog byłby mocno niekompletny.
Początki Amigi, jak wielu innych sprzętów w tamtych czasach, nie były łatwe. W 1985 roku (o czym pisałem w innym tekście) dokonywała się rewolucja, a wiele firm odniosło porażki starając się wycisnąć, niczym sok z mocno zgniecionej już cytryny, ostatnie dolary z 8-bitowego rynku. To wtedy pokazano 128-kilobajtowe komputery kilku różnych producentów i wszystkie bez wyjątku okazały się rozczarowujące, choć pewnie wiele osób podjęłoby z tą tezą mniej lub bardziej wyczerpującą dyskusję. Tak czy siak w 1985 roku kończyła się pewna era, a zaczynała inna: 16-bitowa. A Commodore właśnie wtedy miał pewne problemy wyrażone w konkretnych cyfrach: w zaledwie rok stracił 113 mln dol. Sporo. Poza tym wielu utalentowanych inżynierów firmy przeszło wraz z Jackiem Tramielem do odwiecznego rywala: Atari.
Commodore 64 tymczasem już się nie sprzedawał tak dobrze jak kiedyś, C128 nie był tak ciepło odebrany przez rynek (jego historię opisałem tutaj), jak mieli nadzieję szefowie firmy, a rewelacyjna Amiga 1000 początkowo nie sprzedawała się zbyt dobrze. Po prostu, była zbyt droga. Jej możliwości budziły jednak spore nadzieje. Mimo to w Commodore rozważano różne warianty, w tym bankructwo lub rzucenie wszystkiego i rozpoczęcie produkcji klonów PC. Z tych doniesień wynika zatem jasno, że burzliwa historia Amigi mogła się skończyć w zaledwie kilka miesięcy, a jedynym komputerem noszącą tą nazwę byłaby niszowa Amiga 1000. To okropne.
Grunt to uzdolniona osobowość
Na szczęście historia potoczyła się inaczej, a Amiga, tyle że nie model 1000, stała się stałym elementem wielu europejskich domów, zwykle znajdując dla siebie miejsce w salonie, tuż przy telewizorze. Co ciekawe, Amiga – w końcu komputer amerykański – w USA aż tak znowu bardzo popularna nie była.
No dobrze, ale jak to się zaczęło? Ojcem Amigi, jak pewnie wszyscy wiedzą, był Jay Miner, który w latach 70. pracował w Atari i odpowiadał nie tylko za rozwój słynnej konsoli 2600, ale też za zbudowanie rewelacyjnych, 8-bitowych komputerów domowych, czyli modeli 400 i 800. Już w tych mało u nas znanych komputerach Atari, Jay Miner zastosował specjalizowane chipy, które zresztą przetrwały długie lata, trafiając też do popularnych modeli serii XL i XE, oczywiście w unowocześnionej (nie zawsze na korzyść) formie.
W latach 80. Jay Miner skupił się jednak na pracy nad czymś zupełnie nowym. Już w 1980 roku opuścił Atari uważając, że firma ta nie za bardzo wie, co zrobić dalej po tym, jak wprowadziła do sprzedaży modele 400 i 800. Zważywszy na dalszą historię Atari, Miner mógł mieć trochę racji. Miner chciał tymczasem budować nową konsolę do gier opartą na procesorze Motorola 68000, który został wprowadzony na rynek już w 1979 roku, z czego pewnie nie każdy zdaje sobie sprawę.
W 1982 roku Miner rozmawiał ze swoim kumplem z Atari, Larrym Kaplanem, który po odejściu z tej firmy założył wraz ze swoimi kolegami Activision. Tyle że nie był ze swojego zajęcia zadowolony i chciał zbudować kolejną, zupełnie nową firmę, zajmującą się grami wideo. Kaplan, dzięki pomocy Minera, zdobył finansowanie i zaczął realizować swój pomysł: założył spółkę Hi-Toro. Tyle że Kaplan nie był chyba zbyt cierpliwy i także ta inicjatywa szybko go znudziła. Nie chciał już być jej wiceprezesem. Wkrótce został nim sam Jay Miner, który tchnął w Hi-Toro nowe życie i na dodatek zmienił nazwę na Amiga. To po hiszpańsku znaczy „przyjaciółka”. Co ważne, nazwa „Amiga” w kolejności alfabetycznej występowała przed „Apple” i „Atari”.
Zaczęło się od akcesoriów
Na początku firma oferowała sporo różnego sprzętu do istniejących urządzeń. Ot, choćby PowerStick, czyli joystick dla Atari 2600. Inne urządzenie to Joyboard, czyli podkładka o wyglądzie łazienkowej wagi, dzięki której można było sterować grami stojąc na niej. Jay Miner ciągle jednak myślał o tym, by stworzyć nową konsolę do gier. Właśnie temu poświęcał sporo czasu i pieniędzy. To znaczy tak naprawdę – jak można wyczytać w wielu źródłach – wolałby zbudować komputer, ale jego inwestorzy stawiali na konsolę. Miner był jednak sprytny i projektując, przynajmniej oficjalnie, konsolę, dorzucił jednak po cichu interfejs dla klawiatury i możliwość rozszerzania pamięci RAM.
Budowany system nazwano Lorraine, a prace nad nim trwały pełną parą już w 1983 roku. Kłopot w tym, że właśnie w wtedy miał miejsce kryzys na amerykańskim rynku gier wideo, a co za tym idzie firma Amiga zaczęła tracić pieniądze. Wcześniej zarabiała bowiem na sprzedaży sprzętu do istniejących już konsol. Kryzys ten sprawił, że inwestorzy zmienili zdanie: projekt Lorraine miał jednak prowadzić do zbudowania domowego komputera, a nie konsoli. Miner dorzucił więc klawiaturę. Nie było to trudne, zważywszy na przygotowania, o których już wcześniej zdecydował. Zaczęto też pracę na systemem operacyjnym Amigi. Skoro miał to być poważny komputer o dużych możliwościach, niezbędne było równie ambitne oprogramowanie.
Kłopot w tym, że 1984 roku pojawiły się kolejne problemy finansowe. Zdecydowano zatem, że projekt Lorraine zostanie pokazany podczas CES-u w Chicago, aby zdobyć dodatkowe finansowanie. To właśnie na potrzeby tych targów stworzono słynną animację z piłką, która później stała się znakiem rozpoznawczym Amigi. Przynajmniej do czasu, gdy zaczęły się pokazywać naprawdę świetne dema, przy których odbijająca się piłka była czymś bardzo prymitywnym. Co ciekawe, nawet ten efekt wystarczył, żeby zafascynować odwiedzających CES. Niektórzy podobno zerkali pod stół, aby sprawdzić, jaki komputer tak naprawdę wyświetla prezentowany obraz. Firma Amiga liczyła, że przedstawiona technologia spotka się z zainteresowaniem takich potęg, jak Apple, Atari, Sony, czy Silicon Graphics. Tyle że ostatecznie tylko Atari przystąpiło do rozmów, ale i tu nie chodziło o cała maszynę, lecz zaledwie o wykorzystanie technologii. Atari przekazało firmie 500 tys. dol. i rozpoczęły się rozmowy. Twarde negocjacje sprawiły, że z początkowych 3 dol. za akcję, ostatecznie Atari proponowało tylko 98 centów. Menedżerowie Amigi zaczęli więc poszukiwać innego kupca. Na szczęście się znalazł.
Era Commodore
Dokładnie 15 sierpnia 1984 roku Amigę kupiła firma Commodore, płacąc 4,24 dol. za akcję. Oczywiście spłacono też pół miliona pożyczki. Atari, wtedy już należące do Tramiela, poczuło się oczywiście skrzywdzone i wykołowane, ale głównie dlatego, że to Tramiel zamierzał zrobić w konia menedżerów Amigi. Nie udało się, tym większa była gorycz. Pozwy sądowe nic jednak nie dały i Jack Tramiel, ex-szef Commodore, musiał odpuścić. Może nie całkiem bo w ramach zemsty zaczął inwestować w ST, które weszło na rynek o wiele wcześniej niż Amiga i kosztowało zdecydowanie mniej. Początkowo to właśnie Atari było górą.
Commodore inwestował zaś w Amigę. Wydano aż 27 mln dol., zmieniając nieco projekt Lorraine tak, by był bardziej spójny i dysponował jeszcze większymi możliwościami graficznymi – np. zwiększono liczbę dostępnych kolorów. Gotowa Amiga 1000 ujrzała światło dzienne 23 lipca 1985 roku w Nowym Jorku, a świadkiem premiery był nawet Andy Warhol. Ogromne wrażenie robiły możliwości sprzętu, takie jak choćby wyświetlanie 4096 kolorów na ekranie w trybie HAM.
Amiga 1000, co trzeba przyznać, wyglądała też bardzo profesjonalnie: z zewnętrzną klawiaturą i zgrabną obudową typu desktop. Centrum zarządzania tego komputera to Motorola 68000 taktowana częstotliwością około 7 MHz (teoretycznie chip ten mógł wytrzymać nawet dwa razy więcej), a wspierało ją 256 KB RAM-u, który można rozszerzyć do 512 KB RAM i jeszcze dorzucić 32 MB dodatkowej pamięci, tzw. FastRAM, czyli bez dostępu chipów graficznych. Niektórzy twierdzą, że Miner chciał, aby Amiga 1000 od początku miała co najmniej 512 KB RAM, ale menedżerowie z Commodore sprzeciwili się temu ze względu na koszty. Fakt, były one spore: Amigę 1000 wyceniono na 1300 dol., i to bez monitora. Atari ST było o połowę tańsze. Amiga w tej postaci pozostawała więc obiektem westchnień fanów komputerów. Kupowali ją tylko zamożni pasjonaci, którzy mogli ją wykorzystywać w swojej pracy, np. graficy. Można powiedzieć, że był to snobistyczny Mac tamtych czasów.
Początek sukcesów
W roku 1987 w końcu pojawiły się nowe Amigi, które faktycznie zaczęły podbijać rynek. Godną następczynią Amigi 1000, był model 2000. To kolejna Amiga w obudowie typu desktop, która dawała użytkownikowi – dzięki slotom Zorro II – spore możliwości rozbudowy. Przykładowo, można było łatwo dorzucić kartę z kontrolerem dysku twardego SCSI, a także rozszerzyć pamięć. Amiga 2000 sprzedawana była albo z 1 MB pamięci typu chip (czyli dostępnej dla procesora i koprocesorów) albo 512 KB ChipRAM i 512 KB zwykłego RAM. Nowsze egzemplarze Amigi 2000 mogła mieć na pokładzie 2 MB ChipRAM oraz dodatkowo 8 MB FastRAM na karcie podłączanej do slotu Zorro II.
Dodatkowo można było jeszcze dołożyć kosmiczne 128 MB RAM, ale to już tylko na karcie procesora. Co ciekawe, ilość możliwej do zainstalowania pamięci ChipRAM zależała od wersji płyty głównej i wariantu kości nazwanej Agnus lub – w nowszych wersjach Fat Agnus. Wielkiej kariery Amiga 2000 jednak nie zrobiła. Tak jak i „tysiączka”, była sprzedawana tylko w specjalizowanych sklepach komputerowych. Na dodatek kosztowała niemal 1,5 tys. dol, czyli bardzo dużo. W sumie, nawet więcej niż Amiga 1000.
Za to do sprzedaży w dużo większej liczbie sklepów trafiła nowiutka Amiga 500. I właśnie ta maszyna dokonała rewolucji na rynku domowych komputerów. W zasadzie, była to uproszczona wersja Amigi 2000. Przykładowo, pozbawiona Bustera, który odpowiadał za obsługę slotów Zorro II. W Amidze 500 dostępny był tylko port rozszerzeń wyprowadzony z boku kompaktowej obudowy. Takiej, jaką znano już z 8-bitowych komputerów domowych oraz z konkurencyjnego Atari ST. Amiga 500 w standardzie miała 512 KB ChipRAM, do którego można było łatwo dołożyć kolejne 512 KB tzw. SlowRAM oraz – ale to już przez zewnętrzne rozszerzenie – kolejne 8 MB FastRAM. W porównaniu z Atari ST, Amiga dysponowała lepszymi i grafiką, i dźwiękiem. Nic więc dziwnego, że szybko stała się obiektem zainteresowania producentów gier. Niemal dwa lata dominacji Atari ST ostatecznie się zakończyły. Teraz to Amiga 500 była najbardziej pożądanym domowym komputerem. W sumie, na całym świecie sprzedano około 4-5 mln różnych wersji A500.
Aby zdyskontować sukces Amigi 500, przy okazji wchodząc do świata konsol, Commodore zdecydował się także wprowadzić na rynek CDTV, czyli – jakbyśmy dzisiaj powiedzieli – urządzenie multimedialne. Było to pudełko wyglądające jak magnetowid, z cyfrowym zegarkiem i wbudowanym czytnikiem CD. Można je było podpiąć do telewizora i w ten sposób zbudować domowe centrum rozrywki na miarę połowy lat 80. Później Commodore dołożył do CDTV akcesoria: zewnętrzną stację dysków, klawiaturę i mysz z arcydługim kablem. Przyznaję, że był to świetny pomysł, ale wielkiego sukcesu nie było, pewnie przez durny marketing. Z jakiegoś powodu Commodore nie chciał pozycjonować CDTV jako jednej z wersji Amigi A500 i przekonywał, że to coś zupełnie nowego i unikalnego, choć zgodnego z poprzednimi maszynami. Trochę dziwne.
Sny o potędze
Na fali sukcesu Amigi 500, Commodore zaczął snuć bardzo ambitne plany, biorąc na celownik Apple’a i jego Macintoshe. W 1990 pokazano zatem Amigę 3000, czyli pierwszą prawdziwie 32-bitową Amigę. Na pokładzie znajdował się procesor 68030 taktowany częstotliwością 16 MHz, a w późniejszych egzemplarzach 25 MHz. Nowością był chipset ECS z nieznacznie poszerzonymi możliwościami adresowania pamięci oraz większymi możliwościami graficznymi. W A3000 pojawiły się nowe kości, w tym Fat Agnus, Fat Gary, Fat Buster (do obsługi szybszego Zorro III) oraz Super Denise. Dodatkiem był układ Amber odpowiedzialny za obraz oraz Ramsey – kontroler pamięci. Wraz z A3000 wprowadzano też system operacyjny 2.0 – zarówno Kickstart, jak i Workbench.
Z technologii wykorzystanych w A3000 skorzystano w odświeżonej Amidze 500 Plus, którą pokazano w 1991 roku. W komputerze zamkniętym w obudowie identycznej, jak tej z 1987 roku umieszczono płytę główną z chipsetem ECS. W standardzie był też 1 MB ChipRAM (rozszerzalny do 2 MB). Był to jednak model przejściowy, bo przecież „pięćsetka” pozostawała na rynku już cztery lata. Nawet wtedy, gdy rewolucje technologiczne nie dokonywały się co kilka minut, był to okres, w trakcie którego poczciwa „przyjaciółka” nieco posunęła się w latach.
Co zatem wymyślili w Commodore? Czy kolejny wspaniały model o wielkich możliwościach, które przyćmiły wszystkie pecety początku lat 90.? Otóż nie. Na rynek w 1992 roku trafiła… budżetowa Amiga 600. Była to w praktyce A500+, ale w mniejszej obudowie, ze skromniejszą klawiaturą bez bloku numerycznego (co zirytowało entuzjastów symulatorów lotu), tańszą w produkcji elektroniką. Wewnątrz był za to interfejs dla dysku IDE. Jednak w niektórych A600 miejsce na złącze pozostało płaskie, w innych z kolei mieliśmy pokładowe IDE z wyprowadzonymi pinami do zamontowania taśmy, tyle że bez dysku twardego. Oczywiście istniały też Amigi 600 HD, w których standardowo montowano 2,5-calowy dysk o pojemności 20 lub 40 MB.
Nowością była również możliwość podłączenia do A600 urządzeń z interfejsem PCMCIA, teoretycznie można więc do tej Amigi podpiąć kartę Ethernet, ale też wiele innych, np. czytniki CompatFlashy, czy SD. Jedyny problem: trzeba zainstalować stosowne sterowniki w Workbenchu. Oczywiście mała Amiga miała 1 MB ChipRAM-u, które można było rozszerzyć do 2 MB. Oprócz tego możliwe było zainstalowanie 32 MB FastRAM. Nie trzeba dodawać, że tak naprawdę A600 nie wnosiła niczego nowego, a możliwości chipa ECS oraz systemu 2.04 nie były na tyle duże, by sprostać konkurencji ze strony pecetów.
Ostatnia rewolucja
Jeszcze jedna próba rywalizowania z komputerami PC nastąpiła 11 września 1992 roku. Wtedy Commodore przedstawił Amigę 4000, czyli ostatni profesjonalny komputer tej marki. Był to też pierwszy sprzęt z rzeczywiście sporymi zmianami od siedmiu lat, czyli od premiery Amigi 1000. Oczywiście zachowano niemal stuprocentową zgodność z poprzednimi modelami (choć problemów z nią było jednak sporo). Na płycie głównej znalazł się szybki procesor Motorola 68040 taktowany zegarem 25 MHz, a zamiast wysłużonego zestawu chipów ECS, pojawił się nowy o nazwie AGA (ang. Advanced Graphics Architecture). W ramach tego chipsetu nowością były układy Alice, który zastąpił Agnusa oraz Lisa – zamiast Denise.
AGA w końcu udostępniała paletę 16,7 mln kolorów, w końcu też dawała możliwość wyświetlenia 256 kolorów na ekranie bez żadnych sztuczek i to przy rozdzielczości 800 x 600 pikseli, a więc całkiem przyzwoitej. Mało tego, w trybie HAM-8 możliwe było wyświetlenie na ekranie jednocześnie 256 tys. kolorów! Tyle że wtedy obraz odświeżał się potwornie wolno. Zresztą, nawet w zwykłym trybie 256-kolorowym obsługa obrazu była o wiele wolniejsza niż w przypadku pecetów tamtej ery, wyposażonych w nowoczesne karty graficzne. Już wtedy pojawiały się też akceleratory 3D, a Amiga niestety nie miała niczego takiego na pokładzie. Układ graficzny AGA starał się więc bardziej nadrobić zaległości, niż dokonać kolejnej rewolucji.
Poza nowym chipsetem, wraz z Amigą 4000 otrzymaliśmy też nowy system 3.0 – Kickstart i Workbench. Wśród nowych cech systemu była m.in. standardowa możliwość odczytywania dyskietek z PC i Atari ST (także tych 1,44 MB), Ponadto wprowadzono tzw. „datatypes”, czyli rodzaje plików z danymi akceptowane przez system – aby mógł on obsługiwać określony rodzaj plików (np. obrazki, muzyka) wystarczyło do odpowiedniego katalogu skopiować specjalny plik ze stosownymi procedurami.
Dzięki temu np. zewnętrzne programy mogły obsługiwać różne typy plików bez potrzeby przepisywania ich kodu na nowo. Oczywiście Amiga 4000 to maszyna z górnej półki, czyli odpowiednik wcześniejszego modelu 3000. Niestety, w 4000 wprowadzono kilka zmian na niekorzyść, w tym np. zamiast interfejsu SCSI, na płycie pojawiło się IDE. Z czasem na rynek trafiła też tańsza wersja A4000 z wolniejszym procesorem 68EC030, czyli bez koprocesora, co było bez sensu, bo A4000 często wykorzystywano do skomplikowanych obliczeń, jakie towarzyszą generowaniu obrazów 3D (np. Lightwave 3D). Oczywiście A4000 można było rozszerzać poprzez sloty Zorro III oraz przez port procesora. Dzięki temu wiele osób instalowało np. kartę z kontrolerem SCSI, szybsze karty graficzne (nawet z akceleratorem 3D) oraz szybsze procesory: 68060, a później także PowerPC.
Tańsza alternatywa
Domowym komputerem z nowym chipsetem AGA była zaś Amiga 1200, pokazana w grudniu 1992 roku. Co ważne, był to już komputer o 32-bitowej architekturze. Jego serce to procesor 68020 taktowany zegarem 14,28 MHz, a w standardzie mieliśmy do dyspozycji 2 MB RAM-u, który można było rozszerzyć o 8 MB FastRAM. Z nowości, w A1200 znajdziemy wspomniane już chipy Alice i Lisa, ale też dwa zupełnie nowe: Gayle (zamiast układu Gary) – m.in. obsługujący interfejs IDE oraz Budgie – odpowiedzialny za wspomaganie zarządzania pamięcią. Niektórzy twierdzą, że A1200 to była totalna porażka Commodore i gwóźdź do trumny tej firmy, ale trudno się z tym zgodzić. Wszak w sumie sprzedano ponad 100 tys. tych komputerów w niespełna pół roku. To dobry wynik. Można by powiedzieć, że jeśli już, to A1200 była gwoździem do trumny Atari, którego ST zostało tak daleko w tyle, że nie było mowy o realnej rywalizacji.
Tyle tylko, że mimo wszystko A1200 okazała się jednak spóźniona. W USA w tamtym czasie rynek rozrywki przejmowały pecety, a w Europie właśnie zaczynała się podobna rewolucja. Procesory 386 były już w zasadzie standardem, a rynek powoli zaczynały zdobywać Intele 80486 w różnych wariantach. Pojawiły się też pierwsze karty z akceleratorami 3D, a sposób wyświetlania kolorowych obrazów w pecetowych kartach był bardziej efektywny. Na rynek trafiły też karty muzyczne, które jakością dźwięku biły na głowę cyfrowo-analogowe przetworniki zastosowane w Amidze. Ze względu na zapóźnienia rynku Europejskiego, A1200 sprzedawała się jednak na Starym Kontynencie całkiem nieźle. Zresztą, w ogóle Amiga była o wiele bardziej popularna w Europie, niż w USA.
Z chipsetem AGA była jeszcze jedna maszyna: konsola, którą Commodore wprowadził na rynek w 1993 roku. Pamiętam zresztą to wydarzenie, bo polska prezentacja odbyła się w warszawskim hotelu Sobieski i miałem okazję w niej uczestniczyć, jako reprezentant Magazynu Amiga. Przyjechała nawet menedżerka z europejskiej centrali Commodore. Czym było CD32? Cóż, to po prostu A1200, ale z czytnikiem CD, lecz bez klawiatury i stacji dysków. Dodatkowo w maszynie tej był też układ Akiko, który z założenia miał poprawiać osiągi w grach 3D, takich jak Doom. Co ciekawe, zanim na rynek trafiły PlayStation i Sega Saturn, CD32 sprzedawało się nieźle i było najciekawszą maszyną tego typu wyposażoną w CD-ROM.
Miliony komputerów
Choć ostatecznie Commodore skończył marnie, to jednak trudno mówić, że firma ta odniosła porażkę. Może zabrakło strategicznego myślenia, bo przecież Apple poradził sobie, mimo że nie zabrał się za produkcję pecetów. Commodore jednak sprzedał łącznie niemal 5 mln Amig, a to dobry wynik. Większość tej sprzedaży przypada na Europę, a tu z kolei największy udział miały rynki Wielkiej Brytanii i Niemiec (stąd niestety w naszym kraju wiele Amig z niemieckimi klawiaturami) – w obu tych krajach łącznie sprzedano około 3 mln Amig! Sporo trafiło też do Włoch (około 700 tys. egzemplarzy), a mniej-więcej tyle samo kupiono łącznie w USA i Kanadzie. Ta informacja pokazuje, jak bardzo USA odeszło od oryginalnych domowych komputerów, na rzecz licznych klonów IBM PC.
A jaki był koniec Commodore? W 1994 roku, dokładnie 29 kwietnia, firma wystąpiła o likwidację, ale brytyjski Commodore postanowił zakupić technologię produkcji Amigi. Niestety, nie udało się. Ostatecznie w 1995 roku firma Escom kupiła Commodore i przez jakiś czas produkowała Amigi 1200 w nieco potanionej wersji (np. z fatalnymi stacjami dysków). Miały powstać nowe produkty, ale z tego też nic nie wyszło. Ostatecznie Amigę dobiły gry 3D, jak Wolfenstein 3D i późniejszy Quake. Z taką grafiką żadna Amiga bez karty graficznej nie mogła sobie poradzić, a gry takie, jak Alien Breed 3D II z Team 17 to raczej wyjątek, a nie reguła.
W końcu Amigę kupiła firma Gateway 2000, czyli producent pecetów. Tyle że ta firma z marką nie zrobiła już praktycznie nic. Niektórzy za ostateczny koniec Amigi uznają jednak np. zakończenie wydawania jednego z czołowych magazynów dotyczących tego komputera. Polski Magazyn Amiga realnie przestał się sprzedawać około 1997 roku (później jeszcze trwały próby reanimacji), ale na Zachodzie Amiga Format był publikowany aż do 2000 roku. Na pocieszenie dodam, że przecież Amiga całkiem nie umarła, bo przecież do dziś powstają nowe wersje systemu, nowe płyty główne. To jednak działalność mocno niszowa i pretekst do napisania zupełnie innego tekstu.
3 komentarze
Seweryn · 28 grudnia, 2018 o 12:49 am
Dobry artykuł, jest w nim mały błąd: Przykładowo, można było łatwo dorzucić kartę z kontrolerem dysku twardego SCSI, a także rozszerzyć pamięć. Amiga 2000 sprzedawana była albo z 1 MB pamięci typu chip (czyli dostępnej dla procesora i koprocesorów) albo 512 MB ChipRAM i 512 MB zwykłego RAM.
Chyba chodziło o KB a nie MB, ale artykuł fajny, Jutro biorę się za artykuł o Atari ST 🙂
Adrian · 1 lipca, 2023 o 4:41 pm
Świetny tekst, akurat bardzo mi się przydał bo potrzebowałem przypomnieć sobie historię Amigi.
Historia Atari ST, komputera z wielkimi ambicjami - RetroFan · 22 grudnia, 2018 o 8:07 pm
[…] 20 mln dol. Projekty chipów ewoluowały i ostatecznie doprowadziły do powstania pierwszej Amigi (o czym piszę tutaj). Gdy już Tramiel trafił do Atari, szybko poprzestawiał pionki. Po pierwsze, zmniejszył wagę […]